Potrzebny był czas, by ze spokojem rozpoznać stan rzeczy po referendum. Powtórzyć tu powinniśmy słowa Józefa Piłsudskiego: „być zwyciężonym i nie ulec to zwycięstwo, zwyciężać i spocząć na laurach – to klęska”. Nie raz odczuwałem poczucie porażki, nie po raz pierwszy zostałem także odwołany ze stanowiska Prezydenta Miasta.
Przypomnę tu „rewolucje październikową” w 1995 r. Rada Miasta po wyborach samorządowych była podzielona w stopniu większym niż obecnie. Liga Miejska, którą reprezentowałem musiała stworzyć większość poprzez koalicję z różnymi innymi ugrupowaniami, w tym z Unią Wolności. Niestety, z tych czy innych względów, Unia Wolności zdecydowała o zmianie koalicji wybierając lewicowego partnera SDRP. Tłumacząc to dobrem miasta, taka zmianę frontu poparło część ludzi z Ligi Miejskiej, w tym ówczesna radna Halina Rozpondek. „Dobro miasta” oznaczało, że w nagrodę została Prezydentem Miasta. Nie mogła rządzić samodzielnie, przyjęła odpowiedzialność, ale większość realnej władzy uzyskała lewica. Trzy lata później lewica zdobyła większość w Radzie, Unia Wolności nie uzyskała w wyborach ani jednego mandatu, a radni z ugrupowania stworzonego przez Halinę Rozpondek stali się satelitami lewicy ( choć sama założycielka zachowała jednoosobową niezależność). Polityczni inicjatorzy odwołania mnie z funkcji Prezydenta Miasta ponieśli zatem porażkę. Częstochowa nic nie zyskała, poniosła za to wymierne straty – drastyczny wzrost zadłużenia, utrata przedstawiciela w zarządzie Związku Miast Polski, opóźnienie istotnych dla miasta inwestycji.
Wtedy, tak jak i dzisiaj, okłamywano częstochowian, że wystarczy usunąć prezydenta Tadeusza Wronę, by wszystkim żyło się lepiej. Wtedy także podnoszono konieczność zamazywania różnic, tworzenia koalicji wszystkich z wszystkimi, prowadzenia swoistej polityki miłości. Ta polityka miłości pomogła lewicy w powrocie do pełnej, niekontrolowanej władzy. Wtedy też podnoszono, że Tadeusz Wrona jest zagrożeniem dla demokracji. Trzy lata później, za rządów SLD, nawet dyskusja oparta na merytorycznych argumentach przestała być możliwa w Radzie Miasta. Za to byliśmy świadkami różnych dziwnych układów sprzyjających korzyściom wybranych prywatnych osób lub podmiotów.
Człowiek powinien uczyć się na błędach. Dlatego dla mnie, pamiętającego dobrze rok 1995, sojusz trzech dużych partii przeciw mojej osobie oznaczał wyraźnie: tu nie chodzi o dobro miasta, tu nie chodzi o dobro mieszkańców. W przyszłym roku każda z tych partii mogła przedstawić swój program i swojego kandydata. Wolały jednak wcześniej zjednoczyć się dla zniszczenia konkurenta.
Z doświadczenia z 1995 r można także przewidywać dalszy rozwój sytuacji. Przez najbliższe miesiące będzie powtarzane kłamstwo o „sprzątaniu po prezydencie, o „ratowaniu miasta przed kłopotami spowodowanymi przez poprzedniego prezydenta”. Tak, będzie – bo, gdy komuś brak pomysłu, gdy brak jest realnych możliwości wprowadzania obiecanych zmian – najłatwiej zrzucać winy na kozła ofiarnego. Doświadczenie 1995 r pokazało, że na dłuższą metę nie da się okłamać ludzi, prawda zawsze kiedyś zwycięży.
Tadeusz Wrona
Co dalej ? Co powinniśmy robić ? To są najczęściej zadawane pytania kierowane do mnie. 20% uprawnionych do głosowania mieszkańców Częstochowy zdecydowało o zmianie prezydenta przed upływem kadencji. Prezydent wybrany głosami częstochowian został zastąpiony wyznaczonym przez Wojewodę Śląskiego zarządcą komisarycznym. Ponad głowami mieszkańców podejmowane są decyzje będące wypadkowymi interesów partii aktywnych w referendum: PO, PiS i SLD.
Co dalej ? Co powinniśmy robić ? Nie jest to sytuacja łatwa. Czekać nas przy tym będzie przez najbliższe miesiące rytualny festiwal wdeptywania w ziemie upadłego konkurenta. Wszystko to co nieprzyjemne, być może nawet brak śniegu w święta, prezentowane będzie jako spadek po okresie „błędów i wypaczeń”, jako efekt moich działań. I odwrotnie – to co nam się udało uzyskać po, czasem wieloletnich, przygotowaniach, przedstawiane będzie jako wyłączny sukces nowej ekipy. Tak będzie, tu nie miejmy złudzeń; taki dziś jest natura polityki.
Przypomnieć tu jednak warto sobie słowa prezydenta Johna F. Kennedy: „uda ci się kogoś czasem okłamać, ale nie da okłamywać się wszystkich i zawsze”. Rzeczywistość dokona brutalnej weryfikacji. I tu zwrócę uwagę na inne słowa wspomnianego prezydenta USA: „można unikać rzeczywistości, ale nie można unikać konsekwencji unikania rzeczywistości”. Nowa ekipa musi więc udowodnić, że jest w stanie sprostać oczekiwaniom mieszkańców. I tych uczestniczących w referendum oczekujących radykalnych zmian; i tych nie uczestniczących, opowiadających się przez to za stabilnym, przewidywalnym rozwojem.
Pytanie co dalej robić, kierują do mnie moi zwolennicy. Gotowi są mnie dalej wspierać, gotowi uczestniczyć we wszelkich działaniach odwracających wynik listopadowego głosowania. Dziękuję im za to, jest to ważne wsparcie. Jedno jest jednak dla mnie pewne – w żadnym wypadku nie powinniśmy zejść na poziom niektórych przeciwników. Żadna sytuacja nie usprawiedliwia posługiwania się kłamstwem, nigdy nie można prowadzić polityki kierując się przekonaniem: im gorzej dla miasta, tym lepiej dla nas. Jeżeli nie stawiamy dobra ogółu, dobra wspólnoty, ponad własny interes, tracimy moralne prawo ubiegania się o zaszczyt reprezentowania spraw wspólnoty.
Co więc robić ? Na spotkaniu, gdy dziękowałem wielu zacnym ludziom za aktywne wsparcie w kampanii referendalnej, padła propozycja by się nie rozchodzić, by wspólnie tworzyć ruch społeczny pracujący dla Częstochowy. I to jest, moim zdaniem, dobry kierunek – nie negacja, lecz pozytywna, wspólna, dalsza praca dla dobra miasta i mieszkańców. Trudna to droga – bez oparcia w strukturach organizacyjnych, bez budżetowego zaplecza finansowego, pokonywana tylko siłą przekonania, że miarą wartości człowieka jest praca dla dobra innych ludzi. Na szczęście w gronie osób, które podjęły ten pomysł nie brak doświadczonych społeczników. Są przedsiębiorcy, którzy nawet w trudnych warunkach potrafili stworzyć i utrzymać miejsca pracy dla częstochowian; są związkowcy skutecznie broniący godności pracowników; są twórcy i animatorzy kultury, są przekonani o swojej, nigdy nie wygasającej, misji wychowawczej pedagodzy, są ludzie ofiarnie wspomagający tych, którzy potrzebują pomocy. To są osoby, które sprawdziły się w „Solidarności” czasu stanu wojennego, które budowały podstawy częstochowskiej samorządności.
Wierzę, że mobilizacja takich osób, wspartych aktywnością młodych serc i umysłów, przyniesie dla Częstochowy pozytywne efekty. A to powinno być dla nas najważniejsze.
Tadeusz Wrona